środa, 15 grudnia 2021

„Mewy” i zestrzelenia sojuszników...

...czyli o tym, jak pilot, który wystartował z Oleśnicy, zestrzelił czechosłowacki samolot.

Fragment artykułu, tłumaczenie moje przy znaczącym współudziale ImTranslator 😁 Całość tu: czechairforce.com/history/cajky-a-sestrely-mezi-spojenci

Radim Špalek - „Čajky“ a sestřely mezi spojenci 

"Mewy” i zestrzelenia sojuszników

Kolejny samolot, który został trafiony pociskiem rakietowym straciły Czechosłowackie Siły Powietrzne w 1970 roku. Tym razem główny inżynier służby inżynieryjno-lotniczej CSP musiał spisać ze stanu Su-7BKŁ.

14 lipca 1970 r. 20. sbolp (20. pułk lotnictwa myśliwsko-bombowego) z Náměšť nad Oslavou miał za zadanie wejście w polską przestrzeń powietrzną, gdzie trwały ćwiczenia Jednolitego Systemu Obrony Powietrznej państw-stron Układu Warszawskiego „ZENIT-70”. Piloci i personel zabezpieczający loty do przestrzeni powietrznej sąsiednich państw Układu Warszawskiego, gdzie symulowano cele dla jednostek obrony powietrznej tych krajów, określali je kryptonimem „Čajka” (dla zmyłki po polsku to... mewa - przyp. mój).

Pułk z Náměšť wyposażony był w maszyny Su-7 w różnych wersjach (BM, BKŁ, U). Przygotowania do lotu rozpoczęły się w przyjemnym chłodzie nocy, ponieważ pierwsze maszyny miały wystartować ok. godziny 3:00.

O 3:20 kpt. František Kružík w Su-7BKŁ n/b 6512 obciążonym czterema 600-litrowymi zbiornikami oderwał się od pasa startowego. Czekał go lot na trasie Náměšť nad Oslavou - Kalisz - Wrocław - Náměšť nad Oslavou na wysokości 9500 m. Nic nie wskazywało na to, że coś miało nie pójść zgodnie z planem.

Kpt. František Kružík (Foto archiwum Radim Špalek via F. Kružík)

Suchoj kpt. Kružíka krótko przed wejściem w polską przestrzeń powietrzną został przechwycony przez radary WOPK, więc wydano rozkaz wysłania jednej z przygotowanych maszyn, w celu „zniszczenia” go. Zadanie to przypadło 11. plm stacjonującemu wówczas na lotnisku rezerwowym w Oleśnicy, ponieważ pas lotniska we wrocławskich Strachowicach był remontowany. Wydano rozkaz startu porucznikowi Henrykowi Osierdzie.

Opowiada ówczesny kpt. František Kružík:
W tym czasie lecieliśmy do Polski według własnej nawigacji i naszym zadaniem była pozoracja celów dla sprawdzenia zdolności bojowej polskich WOPK. Wystartowałem po ciemku o 3:20 i o 3:47 byłem już około 50 km w głębi Polski na wysokości 9500 m. Niebo już się rozjaśniało, ale na dole było prawie całkiem ciemno. Nagle w tyle samolotu nastąpiła eksplozja. Wyłączył się silnik, maszyna przewróciła się na plecy i wpadła w niestabilny korkociąg. Nie miałem pojęcia, co się dzieje. Przyszło mi do głowy, że się z kimś zderzyłem. Samolot był niekontrolowany, więc gdy tylko pozycja na fotelu mi na to pozwoliła, katapultowałem się. Po otwarciu spadochronu na około 3500 m zobaczyłem, że samolot płonie na polach. Ja sam wylądowałem trochę dalej na ogromnym polu, w oddali widoczne było jakieś gospodarstwo. Poszedłem tam i trochę gospodarzy przestraszyłem. Nic dziwnego - mężczyzna w dziwnym stroju pojawia się o tak wczesnej godzinie i nie mówi po polsku. W końcu dogadałem się i wezwano milicję. Dopiero w szpitalu dowiedziałem się, że zostałem zestrzelony przez polskiego myśliwca na ‘dwudziestym pierwszym’.

MiG-21PFM uzbrojony w 4 rakiety R-3S, grafika (eduard.com)

Co się właściwie wydarzyło? Polskie WOPK były celowo przeciążone kolejnymi nadlatującymi z różnych kierunków, nawet z Niemiec, celami. Z samego Náměšť nadleciało w określonych odstępach czasu kilka Suchojów. W samolocie przygotowanym dla por. Osierdy nie udało się uruchomić silnika, dlatego szybko skierował się on do MiG-21PFM, który wchodził w skład pary dyżurnej. Miał zatem podwieszone dwa pociski rakietowe R-3S. I tak uzbrojoną maszyną wystartował z lotniska w Oleśnicy. Właściwy samolot był wyposażony w ćwiczebne wersje pocisku R-3U, które służyły do imitowania ataku. 

Porównanie pocisków: podwieszonego R-3S i R-3U (źr. internet)

Polski pilot najwyraźniej nie zauważył ostrego uzbrojenia w swoim samolocie, ani nie został o tym poinformowany przez personel naziemny, co było poważnym błędem. W rezultacie skierował się do w stronę celu zgodnie z instrukcjami stanowiska dowodzenia, oczywiście nie wiedząc o tym fakcie. Po uchwyceniu celu na ekranie radaru RP-21 Szafir wykonał wielokrotnie wyćwiczone odpalenie pocisków. Gdy tylko czujnik podczerwieni z przodu pocisku złapał cel, pilot usłyszał w słuchawkach ciągły dźwięk. W tym samym czasie włączyła się również tablica sygnalizacyjna w kokpicie. Procedury te były takie same dla treningowych i ostrych wariantów pocisków rakietowych, a jeśli polski pilot nie wiedział, że ma podwieszone prawdziwe rakiety, to nie było szans, żeby cokolwiek mogło go ostrzec.

Kpt. Kružík kontynuuje:
Pilot Henryk Osierda przyjechał do szpitala odwiedzić mnie i opowiedział, co się właściwie wydarzyło. Szukał mojej ‘Suki’ na radarze, umieścił ją na środku krzyża celownika i nacisnął przycisk... Był w szoku, gdy odkrył, że wystrzelił ostrą rakietę i zobaczył, że zaatakowana maszyna zapłonęła i spadła. Kilka razy okrążył to miejsce, żeby zobaczyć, czy widzi spadochron, ale poza dwoma ogniskami (tylna i przednia cześć kadłuba ze skrzydłami spadły osobno, około 50 km na południowy wschód od Wrocławia w okolicach Grodkowa - przyp. Radim Špalek) nic nie widział na ziemi. Wracał na lotnisko bardzo smutny, bo myślał, że zabił człowieka. Gdy dowiedział się, że przeżyłem, bardzo się ucieszył i powtórzył mi to jeszcze wiele razy w listach, które później wymienialiśmy.

Strona polska zaprosiła kpt. Kružíka na wakacje do Sopotu, a 26 lutego 1971 r. przekazała Czechosłowackim Siłom Powietrznym maszynę Su-7BKŁ o n/b 6023, którą w 20. plmb nazwano ‘Polák’. Z Bydgoszczy odleciał nim sam kpt. František Kružík. Niestety, nie doczekał tego kpt. Henryk Osierda, który 16 lutego 1971 zginął podczas lotu szkoleniowego na MiG-21PFM pod wsią Wrząca Śląska.

Kpt. František Kružík przed Su-7BKŁ 6023 "Polák" (Foto archiwum Radim Špalek)

František Kružík kontynuował loty na Su-7. 10 stycznia 1984 r musiał po raz drugi się katapultować, już w stopniu majora, jako instruktor na Su-7U n/b 0508 wraz z porucznikiem Miroslavem Jahodą. Przed lądowaniem obaj piloci stwierdzili, że goleń przedniego podwozia nie może zostać wypuszczona. Wszystkie próby awaryjnego wypuszczenia nie powiodły się, więc na polecenie stanowiska dowodzenia polecieli do strefy w pobliżu Jaroměřic nad Rokytnou i opuścili maszynę.

Wraz ze zbliżającym się końcem służby samolotów Su-7 zakończyła się również służba ppłk. Františka Kružíka. W 1988 roku ostatecznie rozstał się z kabiną Suchoja, ale nadal pełnił służbę naziemną w 20. sbolp, a później w 32. zTL (32. bazie lotnictwa taktycznego).

 

Kpt. Henryk Osierda

Kapitan pilot Henryk Jerzy Osierda urodził się 13 lipca 1933 r. w Kozach pow. Bielsko-Biała. Był absolwentem TSWL (1956) i OSL w Dęblinie (1957). Zginął 16 lutego 1971 r. w katastrofie MiG-21PFM n/b 5310 podczas lotu na przechwycenie i operowanie w NTWA (nocne trudne warunki atmosferyczne). O godzinie 23:31 jego samolot uderzył w ziemię na terenie PGR we Wrzącej Śląskiej (ob. powiat górowski). Jako prawdopodobną przyczynę katastrofy wskazano utratę orientacji przestrzennej pilota.*

* Za Polskie lotnictwo wojskowe 1945-2010. Rozwój, organizacja, katastrofy lotnicze

1 komentarz:

  1. Trochę podejrzana ta szybka śmierć kapitana Osierdy.

    OdpowiedzUsuń